świetne rady, sama do tego też doszłam :)
Problem pojawia się gdy jesteś „w gościach” czy „w lokalu”, no i to miejsce nie jest zabezpieczone, ani właściciel wyluzowany w temacie czystości… mój mąż wychodzi z tego w ten sposób, że… nie chodzi w gości ani do restauracji.
Ja wychodzę z założenia, że to błąd, że trzeba sobie radzić z sytuacją a nie jej unikać. W przypadku gości – uprzedzam ich o dziecku (zwykle wiedzą zresztą), pilnuję go bardziej, ale nie związuję łap i nie zaklejam buzi taśmą… zostawiam pewną wolność w eksplorowaniu, jak wywali coś to sprzątam po nim… i wdziałam grubą skórę na kąśliwe uwagi, żeby „pilnować dziecka”. Nie rusza mnie czyjś pedantyzm. Może to brzmi egoistycznie, ale nie będę tresować dzieci, i skoro ktoś zaprosił mnie z dzieckiem to musi trochę wrzucić na luz.
Zresztą staram się umawiac w takich miejscach, gdzie „dam radę”, nie w „składzie porcelany” – ale bez przesady. Dzieci są jednak pełnoprawnymi uczestnikami naszego świata, moim zdaniem.